Antygona - pełny tekst tragedii Sofoklesa
Posłaniec
- O Kadma grodu, domu Amfiona
- Mieszkańcy! Życia człowieka nie śmiałbym
- Ani wysławiać, ni ganić przenigdy
- Bo los podnosi i los znów pogrąża
- Bez przerwy w szczęście ludzi i w nieszczęścia,
- A nikt przyszłości wywróżyć niezdolny.
- Tak Kreon zdawał się godnym podziwu,
- On, co wyzwolił tę ziemię od wrogów
- I jako władca jedyny nad krajem
- Rządził, potomstwem ciesząc się kwitnącym.
- A dziś to wszystko – stracone. Bo radość
- Jeśli w człowieku przygaśnie, to trzymam,
- Że on nie żyje, lecz żywym jest trupem.
- Gromadź bogactwa do woli w twym domu,
- Świeć jako władca na zewnątrz: gdy cieszyć
- Tym się nie można, to reszty tych skarbów
- Ja bym nie nabył za dymu cień marny.
- Jakąż ty znowu wieść niesiesz złą księciu?
- Skończyli... Śmierci ich winni, co żyją.
- Któż to mordercą, któż poległ? O, rzeknij!
- Haimon nie żyje, we własnej krwi broczy.
- Z ojca czy z własnej zginąłże on ręki?
- W gniewie na ojca mordy sam się zabił.
- Wróżbito, jakżeś czyn trafnie określił!
- W tym rzeczy stanie dalszej trza narady.
- Lecz otóż widzę biedną Eurydykę,
- Żonę Kreona; albo się przypadkiem
- Pojawia, albo słyszała o synu.
- Starcy, rozmowy waszej dosłyszałam
- Właśnie, gdym z domu wybiec zamierzała,
- By do Pallady z modłami się zwrócić.
- I właśnie drzwi odmykam zasuwki,
- By je roztworzyć, gdy nagle nieszczęsna
- Wieść uszy rani; więc padłam, zemdlona
- Z trwogi, w objęcia mych wiernych służebnic.
- W złym doświadczona, wysłucham słów waszych.
- Ja, miłościwa pani, byłem przy tym,
- Powiem więc wszystko, jak się wydarzyło;
- Cóż bo ukrywać, by potem na kłamcę
- Wyjść? Przecie prawda zawsze fałsz przemoże.
- Ja tedy wiodłem twojego małżonka
- Na ten pagórek, gdzie biedne leżało,
- Przez psy podarte, ciało Polinika.
- Wnet do Hekaty zanieśliśmy modły
- I do Plutona, by gniew ich złagodzić;
- Obmywszy potem ciało w świętej wodzie,
- Palimy szczątki na stosie z gałęzi
- I grób z ojczystej sypiemy im ziemi.
- To uczyniwszy, zaraz do kamiennej
- Ślubno–grobowej łożnicy dziewczyny
- Śpieszymy. Z dala ktoś jęki usłyszał
- Od strony lochu, co za grób miał służyć,
- Choć nie święciły go żadne obrzędy,
- Wraz więc donosi panu, co zasłyszał.
- Tego dochodzą zaś, kiedy się zbliżył,
- Łkania żałosne, a pierś mu wybucha
- Głosem rozpaczy: "O, ja nieszczęśliwy!
- Czym odgadł prawdę? Czyż nie kroczę teraz
- Drogą największej w żywocie mym klęski?
- Syna wołanie mnie mrozi. O słudzy,
- Śpieszcie wy naprzód, zbliżcie się do grobu
- I przez szczelinę głazem zawaloną
- Głosy ja słyszę, czy bogi mnie durzą".
- Posłuszni woli zwątpiałego pana
- Idziem na zwiady, a w grobowcu głębi
- Dojrzym wnet dziewkę, wiszącą za gardło,
- Ściśnięte węzłem muślinowej chusty,
- Podczas gdy młodzian uchwycił ją wpoły,
- Boleśnie jęcząc nad szczęścia utratą,
- Nad czynem ojca, nieszczęsnymi śluby.
- Kreon, zoczywszy to, ciężko zajęknął,
- Rzuca się naprzód i wśród łkania woła
- "O ty nieszczęsny! Cóżeś ty uczynił!
- Czy szał cię jaki opętał złowrogi?
- Wychodź, o synu, błagalnie cię proszę!"
- Lecz syn na niego dzikim łysnął wzrokiem
- I twarz przekrzywił, a słowa nie rzekłszy
- Ima się miecza: wraz ojciec ucieczką
- Uszedł zamachu; natenczas nieszczęsny
- W gniewie na siebie nad ostrzem się schyla
- I miecz w bok wraża; lecz jeszcze w konaniu
- Drętwym ramieniem do zmarłej się tuli,
- A z ust dyszących wytryska mu struga
- Krwawa na blade kochanki policzki.
- Trup dziś przy trupie, osiągnął on śluby,
- W domu Hadesa złożony przy lubej.
- Nieszczęściem dowiódł, że wśród ludzi tłumu
- Największe klęski płyną z nierozumu.
- A cóż stąd wróżysz, że znikła niewiasta,
- Nie rzekłszy złego lub dobrego słowa?
- I ja się dziwię, lecz żywię nadzieję,
- Że posłyszawszy o ciosie, nie chciała
- Żałości swojej pospólstwu okazać,
- Lecz się cofnęła do wnętrza domostwa,
- By wśród sług wiernych wylewać łzy gorzkie.
- Toć jej rozwaga nie dopuści błędu.
- Nic nie wiem, ale milczenie uporne,
- Jak i zbyt głośne jęki, zło mi wróżą.
- Wnet się dowiemy, czy w głębiach rozpaczy
- Nie kryje ona tajnego zamysłu.
- Idźmy do domu, bo dobrze ty mówisz
- Nadmierna cisza jest głosem złowrogim.
Przodownik Chóru
- Lecz otóż książę tu właśnie nadchodzi;
- O! znak wymowny ujął on ramiony,
- Nie cudzej zbrodni, jeśli rzec się godzi,
- Klnę moich myśli śmierciodajne winy,
- Co zatwardziły mi serce!
- Widzicie teraz wśród jednej rodziny
- Ofiary, ofiar mordercę.
- Słowo dziś moje me czyny przeklina
- W samym, o! życia rozkwicie
- Przedwczesne losy porwały mi syna,
- Mój obłęd zmiażdżył to życie.
- Późno się zdajesz poznawać, co słuszne.
- Biada mi!
- Przejrzałem biedny: jakiś bóg złowrogi
- Zwalił na głowę mą brzemię,
- Na szału popchnął mnie drogi,
- Szczęście mi zdeptał, wbił w ziemię.
- O biada! Do zguby
- Wiodą śmiertelnych rachuby.